niedziela, 18 marca 2012

Na przełamanie

Ostatnio pisałem o zaskakującym rozwoju wydarzeń wokół hitowego starcia Rock vs. Cena. Zgodnie z moimi przypuszczeniami, w sztabie kreatywnych postanowiono, że trzeba coś zrobić po dwóch dość przeciętnych (łagodnie mówiąc) występach wielkiego Rocka. Jeśli sprawy wymykają się spod kontroli to co najlepiej zrobić? Oczywiście sięgnąć po coś sprawdzonego. Takim pewnym i sprawdzonym manewrem było z pewnością zorganizowane koncertu Rocka.


Koncert Rocka to - tak jak 'This is your life' Micka Foley'a - zawsze odpowiedni przepis na dobrą rozrywkę. Ci co zjedli sobie na wrestlingu zęby przynajmniej od dekady pamiętają, że coś podobnego już było. W Clevelend mieliśmy remake z Sacramento, gdzie odbył się 24 marca 2003 roku również "koncert" Rocka, przy okazji feudu z Austinem.

Niemal dokładnie miesiąc później The Rock "zagrał" raz jeszcze. Tym razem w Atlancie. Ta specyficzna forma ekspresji scenicznej skierowana była tym razem adresowana przeciwko Goldbergowi. W obydwu przypadkach Dwayne występował jako heel, ale mimo to publiczność dobrze się przy tym bawiła, nie wspominając już o Jerry'm Lawlerze. 

Wracając do ostatniego RAW w Clevelend i korespondencyjnego pojedynku rap vs. rock to trzeba przyznać, że było to dobre posunięcie patrząc z punktu widzenia show czy rozrywki, jaką WWE chce nam fundować. Aczkolwiek zaaplikowanie publiczności zgromadzonej w hali małej (na szczęście!) dawki karaoke w ostatnim akordzie wieczoru było tandetnym chwytem, po którym Vince mógł dostać wypieków na twarzy. Niestety dalsze, wzajemne obrzucanie się zgrabnie ułożonymi epitetami nie daje powodu do zachwytu. Rywalizacja Rocka i Ceny nadal daleka jest od osiągnięcia zenitu. W porównaniu nawet z storyline'm "end of the era", w którym uczestniczą Taker, HBK i Triple H, ich feud wychodzi blado, nie mówiąc już poprowadzeniu konfrontacji Punka z Ceną. John i Dwayne zatrzymali się w miejscu i odłożyli gdzieś na bok merytoryczny aspekt ich konfliktu. Na ruszenie z miejsca mają jeszcze dwa tygodnie. To dużo, ale potrzeba znacznie więcej niż koncert Rocka. Wciąż brakuje nam odpowiedzi na jedno zasadnicze pytanie. O co właściwie obaj dżentelmeni będą walczyli na The Grandest Stage Of Them All? O co im w ogóle chodzi?

Być może takim punktem zwrotnym będzie jutrzejsze RAW w Philadelphii, na którym będzie także Rock. Dwayne już dziś zapowiada jakąś niespodziankę. Oto jego wpis na Twitterze.


p.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz