
Austin wystąpił na poniedziałkowym RAW jako guest host. I trzeba przyznać, że jego osoba akurat doskonale pasowała do funkcji gospodarza tego show. Smaczku temu wydarzeniu dodaje fakt, że po latach na tym samym ringu mogli spotkać się Austin i Bret Hart. Oboje bardzo się szanują. Do historii przeszła ich świetna walka na Wrestlemanii XIII. Najwięcej jednak zawdzięcza im ten trzeci - Vince McMahon. To właśnie Hitman i 3:16 wyznaczyli nowe kierunki rozwoju jego federacji. Bret stał się prawdziwym motorem napędowym WWF, kiedy ich szeregi opuścili m.in Hulk Hogan i Ric Flair. Z kolei, po odejściu z WWF nomen omen Hitmana, Austin przejął pałeczkę i stał się jego prawdziwą gwiazdą. Rattlesnake poprowadził federację McMahona do zwycięstwa nad WCW, redefiniując dotychczasowe znaczenie wrestlingu. W ubiegły poniedziałek oboje stanęli ramię w ramię przeciwko Vince'owi.
Udział Austina na RAW to trzy segmenty: opening speach, backstage i contract signing. W każdym z nich był jedynie cieniem samego siebie. Inaczej niż zwykle, jego monologi nie porywały tłumów. Ba! Jego występ o dziwo nie został okraszony żadnym stunner'em. Steve niestety pokazał się szerokiej widowni jako celebryta - aktor Hollywood, a nie była gwiazda ringu. Szkoda, bo Austina pewnie szybko nie zobaczymy w WWE. Obawiam się jednak, że następnym razem magia jego nazwiska, może już nie zadziałać tak korzystnie na ratingi WWE.
p.
Zgadzam się, że Steve Budweiser to już nie ten sam gość, ale Austin to Austin :)
OdpowiedzUsuń