sobota, 13 marca 2010

Starcie Action vs. Entertaiment. Runda pierwsza

Drugi tegoroczny "poniedziałkowy pojedynek" między WWE a TNA za nami. Choć ratingi wskazują na konfrontację Dawida z Goliatem, to rzeczywistość wydaje się być bardziej złożona.




Dixie Carter i Hulk Hogan zdecydowali się na dobre podjąć rękawice i powalczyć o fanów w poniedziałkowe wieczory. Starzy wrestlingowi wyjadacze 8 marca mieli prawo poczuć swego rodzaju deja vu, kiedy ich wrestlingowe gusta znów kształtowali z jednej strony Shawn Michaels, Undertaker, Bret Hart, Vince McMahon, a z drugiej Hulk Hogan, Ric Flair, Sting czy Eric Bischoff. Na gruzach wspaniałych poniedziałkowych wojen RAW vs. Nitro, powoli wzrasta nowa konfrontacja RAW vs. Impact. Konfrontacja, bo do miana wojny jeszcze daleko. Póki co, TNA nie stanowi jeszcze zagrożenia dla McMahona. Mimo to, Vince nie powinien lekceważyć jedynej, konkurencyjnej federacji w Stanach Zjednoczonych. Poniedziałkowy RAW może sugerować jednak, że na razie WWE nie widzi w TNA zagrożenia.

Na początku moich rozważań należy przywołać oficjalne ratingi poniedziałkowego wieczoru. Wynik RAW to 3.4, z kolei Impact osiągnął poziom zbliżony do 1.0. Różnica jest spora, ale realnie myśląc trudno było oczekiwać innych rezultatów. Pamiętajmy, że Hoganowi i spółce przyszło rywalizować z prawdziwym gigantem poniedziałkowych wieczorów. Sukces WWE i RAW nie ogranicza się bowiem jedynie do wrestlingu, a rozciąga się również na obszar rozrywki w ogóle. Od niemal 9 lat WWE nie ma sobie równych na swoim polu, dlatego też Vince postanowił walczyć nie tylko o fanów wrestlingu, ale również o widzów segmentu entertaiment. Stąd też powstał format programu dla wszystkich, bez ograniczeń wiekowych. Elementy komediowe przeplatają się więc z klarownymi i prostymi feudami - zrozumiałymi dla wszystkich, zarówno dla tych najmłodszych, jak i dla tych, którzy po raz pierwszy oglądają show McMahona. Rozciągnięcie swojego targetu do maksimum zrodziło pomysł udziału w RAW gości specjalnych - celebrytów. Kierowanie swojego produktu do szerokiego spektrum przyniosło wymierne korzyści finansowe. Dzisiaj dochody WWE to nie tylko zyski z organizacji PPV, reklam, produkcji filmowych, wydawnictw książkowych czy DVD. Prawdziwym kołem zamachowym są Ci najmłodsi, którzy odnajdują w WWE swoich bohaterów i nakręcają sprzedaż wrestlingowych koszulek i gadżetów. TNA decydując się na rywalizację z poniedziałkowym klasykiem Monday Night RAW, mierzy się z rywalem z wielkimi tradycjami, o ugruntowanej pozycji na rynku i nieporównywalnie większym potencjale finansowym. Trzeba w tym momencie podkreślić, że za czasów wojen WWF vs. WCW tak wyraźnych dysproporcji nie było.

Skąd się wziął więc pomysł na poniedziałkową rywalizację? Cofnijmy się na chwilę do 4 stycznia 2010. To historyczna data, bowiem po raz pierwszy od 2001 roku doszło do konfrontacji dwóch wiodących federacji wrestlingowych w USA. Powrót odpowiednio do TNA i WWE Hogana oraz Breta Harta zgromadził przed telewizorami blisko 8 mln widzów. Takiej frekwencji dawno już nie zanotowano. TNA tamtej nocy osiągnęło bardzo dobry rating, który wyniósł 1.5. WWE odnotowało rating rzędu 3.7. TNA podekscytowane swoim osiągnięciem zaczęło na poważnie myśleć o przeniesieniu na stałe Impactu na poniedziałek. Choć należało się spodziewać tej przełomowej decyzji prędzej czy później, to jednak zaskoczeniem może być moment rozpoczęcia nowych "poniedziałkowych wojen". Zdumiewać może fakt, że WWE - jak co roku - przeżywa o tej porze najbardziej gorący czas w swoim kalendarzu - okres poprzedzający Wrestlemanię. Trudno wtedy mierzyć się z przeciwnikiem, który w sposób szczególny mobilizuje swoje środki, by zadbać o jakość swojego znaku firmowego. Co więcej, od dawna było wiadomo, że 15 marca na RAW gościć będzie Stone Cold Steve Austin. Czyżby Hogan, Bischoff i Dixie Carter poczuli się aż tak mocni i konkurencyjni? Hogan i Bischoff zarzekają się, że nie popełnią grzechów WCW. Moment przeniesienia Impactu z czwartku na poniedziałek wzbudza kontrowersje o tyle, iż pojawiają się wątpliwości, co do istnienia jakiejś długofalowej strategii rozwoju federacji z Florydy. Działalność ad hoc w WCW była jednym z głównych zarzutów adresowanych wobec tej federacji. Ale to nie jedyny problem TNA.

Federacja Dixie Carter jest niewątpliwie w fazie transformacji. Wraz z nastaniem ery Hogana magiczne słowo "changes" towarzyszy niemal każdemu tygodniowi funkcjonowania TNA. Nie da się ukryć, że wiele zmian wyszło im na dobre. Jednak nie można również oprzeć się wrażeniu pewnego chaosu. Nagle z tygodnia na tydzień ucięto niektóre storyline'y. Z heelowskiego scenariusza dla Teamu 3D, Rhino i Jesse'yego Neala, zostały wióry a ci pierwsi naraz ponownie stali się face'ami. Eric Young przez wiele tygodni pracował na swój antyamerykański wizerunek, aż tu nagle zdecydowano, że zostanie facem, a całe World Elite przejdzie do lamusa. Nie wiadomo, jakie losy będą knockouts division, która nie dość, że została już solidnie przerzedzona, to znacznie ucięto jej czas antenowy. A to jest o tyle dziwne i niezrozumiałe, że akurat na tym polu (div) TNA znacznie przewyższało jakością WWE. Trudno zrozumieć też pojawienie się w federacji wrestlerów pokroju Sean'a Morleya, Orlando Jordana czy Nasty Boys. Twardy orzech do rozgryzienia będą mieli włodarze TNA, by zachować dobre nastroje w szatni. Roster jest przerośnięty, jak na jedną półtoragodzinną tygodniówkę. Wielu wrestlerów nie dostaje szans, a kontrakty skonstruowane są tak, że premiowani są Ci, którzy pokazują się w telewizji. Jak widać wiele spraw wymaga jeszcze uporządkowania, by produkt sygnowany przez Hogana i Carter stał się konkurencyjny. A przecież przywołałem tylko kilka problemów, z którymi boryka się obecnie TNA. Co wcale nie oznacza, że ich wielki przeciwnik - WWE nie ma ich wcale. Wręcz przeciwnie, ale nie będę się teraz do nich odwoływał, gdyż staram się do nich nawiązywać na bieżąco. Jak powiadają w szaleństwie jest metoda i tylko w ten sposób potrafię wytłumaczyć fakt, że TNA właśnie teraz - a nie po Wrestlemanii - zdecydowało się na poniedziałkowy program.

Pod pojęciem szaleństwa częściowo rozumiem zakontraktowanie Jeffa Hardy'ego i RVD czy retrospekcję feudu Hogan vs. Flair - klasyka klasyków. Czy to wystarczy na skuteczne konkurowanie o swojego widza trudno powiedzieć. Ostatni poniedziałek z w/w powodów nie mógł przynieść TNA wielkiego sukcesu, co znalazło potwierdzenie w przywołanych już ratingach. Nie oznacza to jednak wcale, że show TNA było gorsze. Przeciwnie - odważę się powiedzieć, że było dużo lepsze niż RAW. Impact przyniósł nam heel turn Stinga i Beer Money, walki z udziałem Hogana i Flaira, pojawienie się RVD i Jeffa Hardy'ego. Była akcja, suspens i napięcie. I choć na razie feudy i storyline'y pisane są "na kolanie" to w TNA odnajdujemy jakiś powiew świeżości i powrót "do źródeł". RAW, z kolei było przeraźliwie nudne, przewidywalne i bez błysku. Można było wręcz odnieść wrażenie, że bookerzy RAW nic nie robią sobie z konkurencji i specjalnie nie wysilili się, by udowodnić, iż mogą więcej zaproponować wrestlingowemu wszechświatu. Stan irytacji fanów może symbolizować scena, kiedy guest host, którym był magik Criss Angel grzebie w swoim oku. Jeśli dalej tak ma wyglądać WWE, to ja przełączam na TNA. Wolę bowiem Action niż Entertaiment. 

p.

2 komentarze:

  1. W końcu guest hostem będzie ktoś z wrestlingu. Austin wymiecie Impact i nie będzie ratingu nawet 1.0

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiadomo, na Impakcie będzie Jeff Hardy

    OdpowiedzUsuń