wtorek, 13 lipca 2010

TNA VICTORY ROAD 2010

Za nami Victory Road 2010. Gala, tradycyjnie już zorganizowana w Universal Studio w Orlando, udowodniła, że TNA orginals są wciąż motorem napędowym tej organizacji.




Śmiało można powiedzieć, że tegoroczne Victory Road było wieczorem tag teamów. Najlepsze walki wieczoru to zdecydowanie Styles/Kazarian vs. Joe/Terry oraz MCMG vs. Beer Money. Do tego grona dodać można jeszcze pojedynek legendarnego Flaira z Lethalem. Niedosyt pozostał po main evencie i walce Angle z Dinero.
A zaczęło się bez fajerwerków. Walka Williamsa z Kendrickiem nie olśniła. Oboje bardziej skupili się na chwytach prowadzących do submission niż na high fly'owych popisach. Walka jak na standardy X division była zbyt statyczna. Zresztą nie ma się co dziwić. W końcu Brytyjczyk pragnie nadać tej dywizji nowy kształt. Walka Teamu 3D z Jessie Nealem, w obecności ECW orginals doprowadziła do konfrontacji Raya z Devonem. Nasuwa to pewne skojarzenia z rozpadem Steiner Brother w trakcie inwazji nWo. Czy więc Brother Ray dołączy do "grupy inwazyjnej"? Odpowiedź na to pytanie zapewne pojawi się wkrótce.
Warto odnotować sukces Angeliny Love. Była członkini The Beautiful People jako jedyna knockout po raz czwarty sięgnęła po najcenniejszy pas dywizji kobiet. Trzeba powiedzieć, że zasłużenie. Nie doceniona w WWE Kanadyjka, dopiero w TNA może potwierdzić, że należy do najlepszych zawodniczek na świecie. Wprawdzie na Victory Road tytuł zdobyła w niecodziennych okolicznościach, co jednak nie umniejsza jej osiągnięcia. Z pewnością feud Angelina vs. TBP będzie w najbliższym czasie kontynuowany.
Świetne wrażenie po sobie pozostawili AJ Styles, Kazarian i Samoa Joe. Można powiedzieć, że TNA orginals pokazali, że można zrobić nieprzeciętne widowisko z pojedynku bez stawki. Dołączony do teamu z Samoa Joe - Rob Terry praktycznie asystował, ale nie zmienia to faktu, że walka była bardzo ciekawa. Szczególnie mogła zaimponować współpraca Kazariana z AJ Styles'em. Popularne, stare polskie przysłowie: "Kto się czubi ten się lubi" idealnie obrazuje relacje Kaz'a i AJ. Oboje nie akceptowali się dotychczas, jednak gdy musieli zacząć ze sobą współpracować, głównie w obawie przed Joe, wyszło im to znakomicie. Wreszcie heel turn Kazariana przynosi pierwsze owoce. O ile Flair mógł być zadowolony ze swoich podopiecznych, o tyle jego starcie z Lethalem nie mogło przysporzyć mu chwały. Porażka z młodym, ale "na-push-owanym" Lethalem nie jest niespodzianką. Sama walka trzeba powiedzieć była interesująca. Albowiem ci, co nie pamiętają Flaira chociażby z lat 90-tych, mogli w pigułce zobaczyć, wszystko co najlepsze w repertuarze Nature Boy'a. Ci natomiast co pamiętają, z westchnieniem mogli przypomnieć sobie, dlaczego takim wyjątkowym wrestlerem Ric Flair zawsze był. Oczywiście, nie te lata, nie ta sprawność. Ale przecież nie od dziś wiadomo, że "the dirtiest player in the game" nie słynął z umiejętności ringowych.
Osobiście bardzo trudno mi "przejść" przez feud Hernandez vs. Morgan. Ten mało wciągający konflikt, znalazł swoją kolejną odsłonę na Victory Road podczas walki w klatce. Starcie olbrzymów nie trzymało specjalnie w napięciu, chociaż znalazło efektowne zakończenie, w postaci nietypowego opuszczenia klatki przez SuperMex'a. Historyczne osiągnięcie z kolei, zapisali na swoje konto Motor City Machine Gunns. Alex Shelley i Chris Sabin zdobyli wakujące pasy mistrzowskie tag teamów. Należy dodać, że jest to ich pierwszy taki tytuł, mimo, że zespół funkcjonuje już trzeci rok w TNA. Dziwi to tym bardziej, że w 2007 roku MCMG zostali okrzyknięci "Tag Team of the Year"! Można więc z pewną ulgą rzec - nareszcie, gdyż jak żaden inny tag team w TNA zasłużyli na pasy mistrzowskie.
Na gali byliśmy również świadkami powrotu Dinero. Jego pojedynek z Kurtem zapowiadał się jako szlagier tego PPV. Niestety, nie widzieliśmy porywającej walki. Może dlatego, że zabrakło błysku w tym starciu. A może dlatego, że wynik końcowy był łatwy do przewidzenia. Trudno bowiem przypuszczać, żeby postać takiego kalibru jak Kurt Angle, w swoim zamierzeniu pokonania pierwszej dziesiątki pretendentów, zatrzymał się niemal na początku wytyczonego celu. Podobnie rozczarował fatal 4 way. Z wyjątkiem Andersona, całą trójkę było stać na wiele więcej niż zaprezentowali w niedzielny wieczór. Zwyciestwo Van Dama nie jest zaskoczeniem. Chociaż do końca nie było pewne, ze względu na stypulację. W sumie gala wypadła całkiem niezłe. To czego zabrakło, to nowych elementów do złożenia układanki pt. inwazja. Nie pozostaje więc nam nic innego, jak tylko czekać na dalszy obrót wydarzeń w TNA.

Wyniki Victory Road 2010

TNA X Division Championship
Douglas Williams (c) def. Brian Kendrick








Brother Ray def. Jessie Neal & Brother Devon








TNA Knockouts Championship/ title vs. career match
Angelina Love def. Madison Rayne (c)








AJ Styles & Kazarian def. "The Freak" Rob Terry & Samoa Joe








Steel cage match
Hernandez def. "The Blueprint" Matt Morgan








Jay Lethal def. Ric Flair








TNA World Tag Team Championship
Motor City Machine Gunns def. Beer Money Inc.








Kurt Angle def. D'Angelo Dinero








TNA World Heavyweight Championship/ fatal 4 way
Rob Van Dam (c) def. Jeff Hardy, Mr. Anderson & Abyss








p.

3 komentarze:

  1. Maszynowi zasłużyli bez dwóch zdań. Teraz czas na push dla Samoa Joe, a nie dla jakiegoś Lethala

    OdpowiedzUsuń
  2. Wygląda na to, że niestety Lethal będzie wyżej w rankingu pretendentów niż Joe..no cóż :(

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo dziwne było zakończenie ostatniego Impactu. Nie rozumiem nic z tego zamieszania ale to tylko na szczęście sprawia, że będzie ciekawie. Fajny blog :)

    TNA Fan

    OdpowiedzUsuń