wtorek, 6 marca 2012

Cena vs. Rock 2:0

Interesujący obrót spraw przybiera feud pomiędzy Ceną i Rock'iem. Jeszcze na początku roku wszystko wskazywało na to, że John będzie skazany na pożarcie. Cena jako face, odbierany był jako heel.  Nawet w starciu z Kane'm nie wyglądało to dobrze dla niego, mimo, że skrypt został napisany z myślą o dowartościowaniu Mr. Fruity Pebbles. Tymczasem czas pokazał, że siła Rock'a maleje z każdym tygodniem. Póki co siła argumentów.


Ostatnie dwa wydania RAW to dwie zdecydowane porażki Rocka w komunikowaniu się za pomocą pipe bomb. Wygląda na to, że Dwayne stracił koncept na kontynuowanie tego feudu. W tym miejscu należy podkreślić, że akurat w tej konfrontacji "kreatywni" usunęli się nieco w cień i pozwolili obydwu gwiazdom na własną twórczość. Kiedy już dochodzi do konfrontacji live, Rock ostatnio mocno się gubi. A Cena nie próżnuje i wytyka Johnsonowi jego słabości. Jeśli nadal będzie tak to postępować szala poparcia dla jednego albo drugiego bohatera Wrestlemanii może zaskakująco przenieść się na stronę Ceny.

Taktyka Rocka sprowadza się do ubliżania konkurentowi, sprzedawaniu haseł na Twitterze i odkurzania swoich catch phrase(ów). Gdzieś po drodze umyka naszej uwadze sedno tego sporu, który zresztą nie jest wyimaginowany. O ile nagrywane wcześniej proma - tak jak w przypadku ostatniego RAW "Rock's History Lesson" - wyglądają jeszcze całkiem przyzwoicie, bo są zabawne, to w bezpośrednim dialogu, Rocky nadal nie potrafi nas przekonać do swoich racji. Co więcej, sam sobie dołki kopie. Najpierw bowiem w lutym 2011 roku mówi w Anaheim, że wrócił na dobre do WWE, po czym w ubiegłym tygodniu stwierdza, że przecież jego słowa nie mogły być zinterpretowane, iż będzie tam pojawiał się regularnie co kilka dni. Każdy trzeźwo myślący fan WWE wie, że Dwayne nigdy nie wróci na pełny etat, ale w takim razie Rocky sprowadził siebie w do punktu wyjścia. W ten sposób oskarżenia Ceny wciąż nie są podważone przez Johnsona.

WWE będzie musiało coś na szybko wymyślić, by zresetować pozycję wielkiej gwiazdy tegorocznej Wrestlemanii. Oczywiście, gala będzie odbywała się w Miami i zapewne tam niewielu będzie kibicowało Cenie. Ale nie w tym rzecz. Można sobie łatwo strzelić w kolano i odwrócić zainteresowanie widzów od legendy biznesu. Tak jak to miało miejsce przez ostatnie lata w przypadku Austina, którego pomysły "kreatywnych" wypaliły w oczach fanów WWE. W przypadku Rocka, Vince nie może sobie na to pozwolić. Przynajmniej nie teraz. Obecność Dwayne w WWE to określony przychód, a kury znoszącej złote jajka nikt przy zdrowych zmysłach nie odstrzeli po 1 kwietnia. Nawet jeśli miałby to być prima aprilis.


P.S. Wczorajsze bostońskie RAW było chyba najlepszym wydaniem od wielu wielu tygodni, żeby nie powiedzieć miesięcy. Dlatego polecam tym, którzy jeszcze nie widzieli.

p.          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz