czwartek, 10 grudnia 2009

R.I.P. Eddie Fatu

Z wielkim bólem odebrałem wiadomość o śmierci Eddiego Fatu - szerzej znanego w WWE jako Umaga. Samoański zapaśnik, wywodzący się ze znanej - w wrestlingowym światku - famili Fatu odszedł 4 grudnia, licząc sobie zaledwie 36 lat.




W World Wrestling Entertainment debiutował w 2002 roku w teamie 3-Minute Warning jako Jamal. Pierwsza jego przygoda w tej federacji zakończyła się rok później. Do WWE powrócił w 2005 roku i jego kariera nabrała przyspieszenia pod gimmickiem samoańskiego buldożera - Umagi. Najważniejszą walkę na ringu stoczył podczas Wrestlemanii 23 z Bobby'm Lashley'em, która decydowała o losach starcia Vince McMahon vs. Donald Trump. W WWE był posiadaczem pasa Interkontynentalnego. Planowano jeszcze większy push, a w perspektywie miał być Main Eventerem i sięgać po najwyższe laury tej największej federacji. Tak dobrze zapowiadającą się karierę, przerwały jednak wpadki związane z naruszeniem polityki antydopingowej. Ostatecznie Umaga pożegnał się z WWE w 2009 roku, odmawiając jednocześnie udziału w leczeniu, finansowanym przez swojego byłego pracodawcę. Swoje ostatnie walki stoczył podczas Hulkamania Tour z Mr. Kennedy'm.

Śmierć Eddiego Fatu dała asumpt do kolejnych publikacji na temat niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą uprawianie wrestlingu (w jej osobliwej odmianie). Podkreśla się niezaprzeczalny fakt wysokiej śmiertelności wśród wrestlerów. Wielu z nich umiera w stosunkowo młodym wieku. Przypadek Umagi nasuwa kolejne pytania, a szczególnie kto zawinił i dlaczego w porę nikt nie zareagował? No właśnie, po raz kolejny cięgi zbiera organizacja McMahona. Tylko czy w tym wypadku zasadne cięgi? Przypomnijmy więc, że Eddie pojawił się w WWE już po śmierci Eddie Guerrero. A więc już po wprowadzeniu nowych zasad antydopingowych w federacji, które w bardziej rygorystyczny sposób podchodzą do kwestii szprycowania. Eddie naruszał je i zgodnie z tymi zasadami po ostrzeżeniu, jakim było zawieszenie w występach ,i wstrzymanie dla niego pushu, został zwolniony. WWE nie miało więc pobłażania dla jego zachowania i oferowało mu nawet pomoc, z której nie skorzystał. Czy więc Eddie Fatu chciał bez względu na wszystko być na topie w WWE?

Wrestling nigdy nie był rozrywką, w której brali udział grzeczni chłopcy. Przez lata zaniedbań, entertainment niejednokrotnie zamieniało się w grę o życie. Jednak zawsze to jednostka - człowiek podejmuje ostateczne decyzje i ona ma największy wpływ na swoje własne losy.  Eddie igrał ze swoim losem i nie powiedział stop w pewnym momencie. Znamy przypadki "topowych" wrestlerów, którzy powiedzieli w porę dość. Szkoda, że nie ma wśród nich Eddiego Fatu...

P.S. Żałosne, że podczas ostatniego RAW, gong nie zabrzmiał 10 razy. I tylko niektórzy wrestlerzy pojawili się z czarnymi opaskami. Rozumiem, że WWE nie chce narażać swojego wizerunku, ale elementarny szacunek dla śmierci byłego członka ich "wrestlingowej rodziny" powinien wyrastać ponad wszystkie marketingowe schematy i reguły.

p.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz