poniedziałek, 11 stycznia 2010

Vince - Monday Night Loser?

Za nami pierwsza od wielu lat "poniedziałkowa wojna" i wielki powrót Hitmana do WWE! Ostatni wrestlingowy poniedziałek był bardziej ekscytujący niż cały rok 2009 z WWE razem wzięty.




Choć ratingi zgodnie z oczekiwaniami okazały się korzystniejsze dla WWE, to właśnie Vince McMahon jest największym przegranym tego wieczoru. Vin-man wytoczył ogromne działo, jakim było zaproszenie Breta Harta na RAW. I na dzień dobry zaserwowano nam konfrontację Breta Harta z Shawnem Michaelsem, która chyba była mimo wszystko bardziej elektryzująca niż face to face Hitmana z McMahonem. Powrót Breta Harta okazał się chyba być przynajmniej o kilka lat spóźniony, gdyż tylko część publiki ze zrozumieniem całego kontekstu sytuacji mogła go owacyjnie przywitać. Ratingi to potwierdziły, gdyż zważywszy na skalę wydarzenia wcale nie poszybowały one mocno w górę. Vince tym samym wpadł we własne sidła. Potrzeba chwili kazała sięgnąć po Hitmana, który o ironio! tym razem pracował dla McMahona podczas poniedziałkowej wojny, ale ta armata nie wybuchła z oczekiwaną siłą. Nie wybuchła, bo McMahon przez ostatnie lata zamiast wrestlingu proponuje nam entertaiment. Zaś Montreal screw job nie miał nic wspólnego z rozrywką. Bret Hart nigdy nie pasował i nie pasuje do cartoonowskiej wersji wrestlingu. Mimo wszytko jednak, pierwsze RAW w 2010 roku oglądało się z napięciem (segmenty dotyczące Breta Harta) i jestem przekonany, że zapisze się ono w wyjątkowy sposób w historii wrestlingu.

Szczególnie bolesny policzek szefowi WWE zadał jednak Jeff Hardy. Zupełnie niespodziewanie pojawił się on na Impakcie. Wydawało się, że będzie tylko kwestią czasu jego powrót do WWE. Tymczasem stanął on u boku konkurencji. Pamiętamy, jak przedstawiciele WWE bardzo chcieli przedłużenia jego kontraktu, czego efektem był push zakończony zdobyciem pasa mistrzowskiego przez Hardy'ego. To miało go przekonać do złożenia podpisu pod nowym kontraktem. Ten jednak postanowił odpocząć i odrzucił kontrakt. Aż do zeszłego poniedziałku. Zrządzenie losu czy powtórka z historii? To właśnie Bret Hart w pamiętnym 1997 roku, będąc na szczycie federacji McMahona (jako WWF Champion) podjął decyzję o przejściu do konkurencji. Jeff Hardy w ubiegłym roku również znalazł się na absolutnym topie i nawet sława oraz pas mistrzowski nie zatrzymały go w WWE. To właśnie łączy te dwie postacie, które zdecydowanie wybiły się na plan pierwszy tego ekscytującego poniedziałku.

p.

3 komentarze:

  1. Ten uścisk dłoni ze strony Breta nie był szczery. Coś mi się wydaje, że oni nie zakopali jeszcze toporu wojennego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kto by się spodziewał, że Bret uściśnie dłoń Shawnowi. Przecież jeszcze kilka lat temu na HoF Bret nie życzył sobie nawet jego obecności na sali..Jak to kiedyś brzmiał slogan: Everything can happen in WWF.

    OdpowiedzUsuń