sobota, 12 listopada 2011

Exclusive: Smackdown w Gdańsku!

Przez lata czekaliśmy na swoją kolej. W końcu, ktoś w Stamford, Connecticut wskazał na mapie światowego wrestlingu na kraj nad Wisłą. Tym samym 11 listopada 2011 roku na zawsze już pozostanie w pamięci polskich fanów WWE. To właśnie tego dnia po raz pierwszy w Polsce mogliśmy zobaczyć w akcji wrestlerów największej organizacji pro-wrestlingu na świecie. Miejscem tego historycznego wydarzenia była gdańska Ergo Arena - nowoczesna hala na miarę eventów organizowanych przez WWE.


Jako, że w naszym kraju WWE cieszy się tylko co raz większym zainteresowaniem, bilety rozchodziły się jak "ciepłe bułeczki". Fani z całego kraju już od wczesnych godzin gromadzili się pod Ergo Areną. Choć bramki otwierane były od godziny 18, wielu stało w gotowości już dużo wcześniej. Mimo przeszywającego zimna, temperatura oczekiwania i podekscytowania rosła.

  
Mogąca pomieścić 11 tysięcy widzów Ergo Arena stopniowo zapełniała się, by o godz. 20 być wypełnioną niemal po brzegi.


Jeśli do wczoraj ktoś myślał, że wrestlingiem w Polsce interesuje się raczej tylko męska część populacji, to będąc w Gdańsku wie, że był w dużym błędzie. Ergo Arena zgromadziła całe rodziny, ojców z dziećmi, matki ze swoimi pociechami, mężów z żonami, chłopaków ze swoimi dziewczynami. Zgodnie ze standardem PG w USA (bez limitu wiekowego) widzieliśmy na Smackdown House Show w Gdańsku szeroki przekrój społeczny, podobnie jak to ma miejsce na meczach siaktówki. Na terenie hali można było zakupić gadżety związane z bohaterami tego wieczoru, ale nie tylko. Dostępne były atrybuty gwiazd rosteru RAW: Johna Ceny, CM Punka czy Rey Mysterio. Pomimo wysokich cen (t-shirty w granicach 100 PLN) spragnieni WWE koneserzy czy też dzieciaki często chwytali za swój portfel lub liczyli na hojność rodziców. Rodzice mogli odetchnąć z ulgą, że wczoraj mieliśmy Dzień Niepodległości, a nie Dzień Dziecka. Na minuty przed rozpoczęciem eventu wiedzieliśmy już, że polska publiczność dopisała i jeśli chodzi o oprawę samego widowiska stanęliśmy na wysokości zadania.


Pierwszą walką wieczoru był triple threat match z udziałem trzech zapaśników o nieprzeciętnym talencie. To było dobre otwarcie, bo akurat cała trójka ma w swoim repertuarze wiele ciekawych akcji, które potrafiła sprzedać również na Wybrzeżu. Po efektownym pojedynku wygrał Bryan wykonując LeBell Lock na Tysonie.
W drugim starciu zmierzyli się Brodus Clay - znany do tej pory z NXT i Ted DiBiase. W USA Clay jak do tej pory pokazywany jest w różnego rodzaju zwiastunach. Oficjalnie w żadnym z rosterów jeszcze nie zadebiutował. Europejskie tour jest więc dla niego pewnym przetarciem przed tymi najważniejszymi występami. W walce z DiBiase dominował niemal od początku do końca i jego wygrana w żadnym momencie nie była zagrożona. Podobnie wyglądał pojedynek Ezekiela Jacksona i Hindusa - Jindera Mahala. Torture Rack zakończył zwycięską dla Jacksona walkę. Zaskoczeniem mógł być jedynie aplauz, jakim przyjęła publika Amerykanina. Wygląda więc na to, że Zeke ma wielu fanów w naszym kraju.
Czwarta walka miała porwać wszystkich zgromadzonych w Ergo Arenie. Pojawienie się na rampie widowiskowego Sin Cary zapowiadało, że będzie bardzo ciekawie. Owacyjnie przywitany, wykonał charakterystyczną dla siebie akrobację z wykorzystaniem trampoliny. Chwilę później zabrał ze sobą plakat z napisem "I love Sin Cara" od jednego z fanów i na oczach wszystkich ostentacyjnie go ... podarł. Okazało się bowiem, że byliśmy w Polsce świadkami kolejnej odsłony feudu Sin Cary i Hunico. Kiedy więc prawdziwa tożsamość człowieka w masce wyszła na jaw, wielka fala rozczarowania wdarła się do Ergo Areny. Zamiast wielkich emocji z udziałem Sin Cary przyszło nam oglądać starcie Hunico z Yoshi Tatsu.  Zanim do tego doszło Meksykanin drwił z widowni, która dała się w taki sposób nabrać. Podczas jego heelowego speachu oczywiście nie mogło zabraknąć słynnego "what". Sam pojedynek nie zachwycił, a Hunico zbierał porządną porcję buczenia. Nie ma się też co oszukiwać, kariera Japończyka w ostatnich miesiącach na dobre utknęła na peryferiach sukcesu i widać to było w Gdańsku. Hunico bez większych fajerwerków poradził sobie z przeciwnikiem. Obu wrestlerów stać na wiele więcej niż pokazali.
Ostatnią walkę przed przerwą był "wyspiarski" pojedynek Barrett kontra Sheamus. Pierwotnie to Christian miał być rywalem Irlandczyka, ale dwa dni wcześniej odniósł kontuzję podczas show w Brukseli. Wade to również świetny wrestler, więc walka była interesująca. W moim przekonaniu to właśnie Sheamus był bohaterem tego wieczoru. Były mistrz WWE pokonał Anglika przy wielkim dopingu publiczności. Na koniec Sheamus pozował z flagą Polski do zdjęć - co wzbudziło jeszcze większy entuzjazm. Na łamach tej witryny internetowej wielokrotnie już nie szczędziłem pochwał Sheamusowi, więc nie będę się już powtarzał. Dodam tylko, że na własne oczy mogłem zobaczyć i utwierdzić się w przekonaniu, że "celtycki wojownik" ma wszystko, by okupować przez lata szczyty, na jakie można wspinać się w federacji McMahona.
Po przerwie w kwadratowym pierścieniu pojawiły się divy. Sędziną walki Alicia Fox vs. Natalya była Litwinka Aksana. Pojedynek pań wzbudzał różne reakcje, ale jak na obecny poziom kobiecej dywizji w WWE był to całkiem dobry występ. Po zwycięskim dla Alicii gongu doszło do starcia Nattie z Aksaną, z którego również Kanadyjka nie potrafiła wyjść zwycięsko.
Kolejny pojedynek to street fight pomiędzy Rhodes'em i Ortonem. Oczywiście niewiele to miało wspólnego z klasycznym schematem w tego typu stypulacji. Tak jak wiele ostatnich walk Randy'ego, tak i tą łatwo przyjdzie mi zapomnieć. Rzecz jasna, nie chodzi tutaj o klasę i umiejętności Ortona, a raczej o zaszufladkowanie jego postaci. Jednak ta walka miała swoje drugie życie, znacznie ciekawsze. Otóż Randy wykorzystując fakt, iż piątkowy event nie był filmowany pozwolił sobie na łamanie keyfabe'u. Chodzi tu o sytuacje, w których w dość dziwny sposób, żeby nie powiedzieć nieparlamentarny reagował na krytyczne głosy (nie doping, bo ten cały czas dawała mu niemal cała Ergo Arena) z publiczności. Orton wielokrotnie w wywiadach podkreślał, że bardziej mu odpowiada rola heela. Taka impreza, jak ta w Polsce pozwoliła mu dać upust takim skłonnościom. Main eventem wieczoru był starcie gigantów. Osoby, które śledzą ostatnie konfrontacje olbrzymów WWE, nie zobaczyły niczego nowego. Zwycięstwo Big Showa po uderzeniu krzesłem przez Henry'ego.
Podsumowując, pierwszy live event w naszym kraju był świetną reklamą pro-wrestlingu. I odwrotnie. Pierwsze efekty tego już są. Wiadomo bowiem, że 12 kwietnia przyszłego roku WWE zawita ponownie do Ergo Areny. Tym razem w ramach Wrestlemania Revenge Tour będzie można obejrzeć flagowy brand organizacji, czyli RAW. Jeśli do tego czasu nie odbędzie się draft, to fani w Polsce powinni zobaczyć w akcji takie gwiazdy jak John Cena, CM Punk, Alberto Del Rio czy Miz. Biorąc pod uwagę sukces, jakim była piątkowa impreza o bilety może nie być łatwo. Oczywiście wielu znajdzie mankamenty i niedoróbki, nad którymi warto byłoby popracować, ot choćby mało profesjonalne stoisko z gadżetami (jedno!) czy nie mająca końca kolejka po "coś gorącego", ale przy tego rodzaju wydarzeniu i tak koniec końców schodzi to na plan dalszy. Przetrwają bowiem krócej niż wyjątkowy klimat, wspomnienia i historie związane z przyjazdem WWE do Polski.


Wyniki Smackdown Live Eventu w Gdańsku:
  • Triple Threat Match: Daniel Bryan pokonał Tyson Kidd & Justin Gabriel 
  • Brodus Clay pokonał Ted DiBiase 
  • Ezekiel Jackson pokonał Jinder Mahal
  • Hunico pokonał Yoshi Tatsu
  • Sheamus pokonał Wade Barrett 
  • Divas Match with Aksana as special guest referee: Alicia Fox pokonała Natalya
  • Non-Title Street Fight: Randy Orton pokonał Cody Rhodes  (IC Champ)
  • Big Show pokonał Mark Henry (WHC) przez DQ 
p.

2 komentarze:

  1. dzięki za relację, mnie tam nie było, a szkoda :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Znakomity Artykuł, Bardzo dobre zdjęcia i ogólnie fajny art. (y)

    OdpowiedzUsuń