wtorek, 3 lipca 2012

Heath Slater? Yes! Yes! Yes!

RAW numer 1000 już za kilka tygodni. Tymczasem nie ustają co tygodniowe zmagania Heath'a Slatera z bohaterami z przeszłości. Zaczęło się od Vadera, później był Rowdy Roddy Piper i Cindy Lauper, Sid, wczoraj Doink i DDP. W sumie można powiedzieć, że to jest dobry pomysł WWE, by uczcić tysięczne wydanie Monday Night RAW. Można tylko żałować, że w dużej mierze nowe grono odbiorców dzisiejszego WWE nie pamięta ringowych wyczynów Sid'a, Vader'a czy DDP. Szkoda, bo dla starszych fanów tego biznesu, pojawienie się Sida czy Vadera było nie lada gratką. Jestem przekonany, że niejednemu z nich (nas) przeszedł niemały dreszczyk emocji, gdy zobaczyliśmy już nie najmłodszych, ale wciąż prezentujących ducha tamtych czasów wrestlerów. Przed nami jeszcze kilka takich podróży sentymentalnych, które dodają smaczku bezkrólewiu na RAW, w erze post People Power.

Ci zaś, którzy od niedawna śledzą wydarznia na ringach WWE mogą się za to przyjrzeć, jak paradoksalnie rośnie nam w oczach niemrawy dotąd Heath Slater. The One Man Band pokazuje, że może przyciągnąć uwagę widza swoim rockowym gimmickiem. A serię porażek może się którego dnia obrócić w jakieś ważne zwycięstwo. Za ostatnie tygodnie i kawał dobrej roboty daje Slaterowi dużego plusa. Myślę, że z jeszcze większą uwagą warto obserwować, jak będzie się rozwijać jego kariera w WWE. Bo chyba jednak coś w nim jest.

Heath Slater vs. Rikishi

p.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz